poniedziałek, 3 września 2018

Rozdział trzeci

RHIANNON

Odkręciła gorącą wodę pod prysznicem po czym do niego weszła. Przymknęła oczy rozkoszując się przyjemnym ciepłem. Mięśnie powoli się jej rozluźniały. Na krótką chwilę poczuła spokój. Otworzyła oczy i zaczęła zmywać z siebie krew i brud z wypadku. Pragnęła wrócić do domu, do ramion rodziców, w których czułaby się bezpiecznie. Nie prosiła się o to wszystko. Nie potrafiła wyobrazić sobie życia w tym miejscu z obcymi dla niej osobami. Eileen była niezwykle miła i Rhiannon była jej wdzięczna za okazaną pomoc i współczucie, ale to wszystko było dla niej zbyt skomplikowane i przerażające. Chciała wrócić do domu, ale pamiętała słowa wampirzycy. Nie mogła ze względu na swój stan, a ostatnie czego chciała to skrzywdzić swoich bliskich w przypływie emocji i głodu, który cały czas jej towarzyszył. Czuła się dziwnie, jakby była w obcym ciele, jakby wrzucono ją do życia innej osoby. Wampiryzm, krew i śmierć... Czy tak teraz miało wyglądać jej życie? A narzekała, że do tej pory było nudne i zwyczajne.
Wyszła spod prysznica owijając się ręcznikiem. Stanęła przed wielkim lustrem ciągnącym się na całej ścianie łazienki. Wszystko w tym miejscu było ogromne. Przetarła jego powierzchnię dłonią ścierając z niego parę. Spoglądała na swoje odbicie, niby tak bardzo znajome, a jednak dostrzegała kilka nowych szczegółów. Jej oczy błyszczały bardziej niż zwykle. Cera była bledsza i gładka, a pod oczami nie miała cieni. Ściągnęła brwi, gdy w ustach poczuła coś ostrego. Uchyliła wargi i przysunęła się do lustra. Wzdrygnęła się gdy dostrzegła kły. Ostre i z pewnością niebezpieczne. Krzyknęła, gdy znów skupiła się na twarzy. Tęczówki jej pociemniały, białka zaszły krwią, a wokół oczu pulsowały wyraźnie widoczne żyłki. Poczuła złość i żal, które momentalnie ją przytłoczyły u pochłonęły. Uderzyła z całą siła w taflę szkła, która po chwili rozpadła się na miliony kawałeczków i rozsypała po całej łazience. Nie zwracała uwagi na ból w dłoniach. Był zbyt mały i nic nieznaczący. Osunęła się na kolana nie zważając na szkło wbijające się w jej kolana. Zaczęła płakać czując smutek. Zmieniła się nieodwracalnie i nie mogła zobaczyć więcej rodziny... Nie umiała sobie z tym poradzić. To wszystko spadło na nią tak nagle.
Do łazienki wpadła Eileen, a za nią pojawił się Gabriel. Brunetka kucnęła przy Rhiannon.
- Co się dzieje? - spytała uważnie przyglądając się dziewczynie.
- Jestem potworem - wyjąkała przez łzy odsłaniając twarz.
- Nie prawda, nigdy tak o sobie nie myśl. Pamiętaj, że nie musisz nikogo krzywdzić jeśli tylko się postarasz. - Rhiannon pokręciła głową. Nie potrafiła się tym pocieszyć. Chciała cofnąć czas i nigdy nie wychodzić z domu, nie jechać na głupie skałki i nie musieć zgrywać bohaterki.
- Nie chcę... Nie mogę być wampirem - wzięła głębszy oddech chcąc się opanować, ale to było na nic - dlaczego mi pomogłeś?! Nie powinieneś! - Warknęła rzucając się na wampira bez pomyślunku. Zaczęła bić w niego pięściami i wyzywać. Wampir przez moment znosił jej zachowanie lecz po chwili po prostu ją złapał i skręcił kark. 
- Coś ty zrobił?! - Eileen dopadła do omdlałej dziewczyny. - I tak jest wystarczająco przerażona. Powinna czuć się tu bezpiecznie - Gabriel wzruszył ramionami w odpowiedzi.
- Powinna szybko nauczyć się, że nie można rzucać się na każdego wampira z pięściami, bo szybko zginie - odparł zupełnie obojętnie jakby nic wielkiego się właśnie nie wydarzyło. - Nie panikuj już tak siostrzyczko - dodał.
Gabriel schylił się i wziął rudowłosą na ręce. Bez większego wysiłku zaniósł ją do pokoju i położył do łóżka. Odgarnął z jej twarzy wilgotne włosy i z uporem się jej przypatrywał. Musiał już wcześniej ją widzieć, ta twarz... Była tak znajoma, a jednak nie potrafił niczego sobie przypomnieć. Czuł, że ma dziurę w pamięci i że jest to związane z czymś więcej.
- Kim ty jesteś? - szepnął sam do siebie. Jeśli ktoś ośmielił się mu majstrować przy wspomnieniach to na pewno się tego dowie. A jeśli faktycznie tak było musiały być w to zamieszane wiedźmy.
Wyglądała tak niewinnie. Kompletnie nie pasowała mu do roli wampirzycy, a jednak nie potrafił się powstrzymać przed jej przemianą. W tamtym momencie czuł się tak samo. Czuł, że skądś ją zna. Widział jej ciało w beznadziejnym stanie, umierała taka niewinna. Pragnął ją uratować by móc znów ją zobaczyć. Nie rozumiał jednak tego pragnienia, które teraz tak samo się w nim pojawiło. Chciał by była bezpieczna by sobie poradziła. Czuł... Sam nie wiedział co dokładnie. Coś w nim drgnęło jak kiedyś...
- Wyjdź stąd - usłyszał za plecami. Wywrócił oczami.
- Przecież nic jej robię. W końcu to ja ją uratowałem - Odparł spoglądając na siostrę z wyższością. Uwielbiał robić jej na złość, zawsze tak było. On ją drażnił, a ona w tedy tupała nogą i patrzyła na niego spode łba jakby jej karcące spojrzenie mogło coś zdziałać. - No dobra już sobie idę - uniósł dłonie w geście poddańczym i wyszedł z pokoju dziewczyny.
Obudziła się skołowana. Usiadła na łóżku i zaczęła rozciągać kark. Cała szyja ją bolała, ale nic dziwnego. O dziwo nie była zła, czy przestraszona. Gest wampira podziałał jak kubeł zimnej wody. Nie powinna tak się na niego rzucać i wrzeszczeć. Może i to on ją przemienił, ale chciał w jakiś niewytłumaczalny sposób jej pomóc i to nie była jego wina. Zerknęła na krzesło na którym złożone były ubrania. Opłukała się z krwi po czym ubrała. 
Zeszła do salonu. W telewizji leciały wiadomości, ale dźwięk był wyłączony.
- Eileen wyszła - usłyszała. Skinęła głową.
- Ja chciałam przeprosić ja swoje zachowanie - mruknęła obejmując się ramionami - i podziękować - dodała mniej pewnie. - Kompletnie tego nie pojmuje i szczerze mnie to przeraża, ale dziękuję. Gdyby nie wy byłabym martwa - sporo ją to kosztowało. W końcu dziękowała za coś czego na razie nie do końca chciała.
- Drobiazg - Gabriel nie miał zamiaru wdawać się z nią w ckliwe rozmowy. Nie był w tym dobry, tak samo jak nie był dobry w pocieszaniu. 
Rhiannon już miała coś dodać, ale jej uwagę przykuły obrazy z telewizji. Sięgnęła po pilota i pod głosiła. Prezenterka opowiadała o wypadku, który zaszedł podczas ich wyprawy. Rhiannon oparła się o kanapę. Poszukiwania trwały choć policja nie miała żadnych poszlak. Rhiannon wiedziała, że niczego, a tym bardziej jej nie znajdą. Mimo wszystko żyła, a jej rodzina musiała przechodzić przez coś tak strasznego. To nie było fair. 
- Muszę pojechać do domu - stwierdziła nagle. Musiała ich zobaczyć przynajmniej ten jeden raz. - Mógłbyś mi pożyczyć samochód? - spojrzała na Gabriela z frustracją w oczach.
- Nie ma takiej opcji - odparł. To był głupi pomysł i Gabriel nie chciał się w to angażować.
- Proszę, tylko na parę godzin. Muszę zobaczyć rodziców... Proszę - nie wiedziała jak miałaby go przekonać.
- Nikt poza mną nie rusza mojego wozu - odparł dopijając drinka. 
- To jedź ze mną - wypaliła bez zastanowienia. Było jej wszystko jedno. Chciała tylko pojechać do domu.
- Nie - usłyszała ponownie. Zaklęła pod nosem.
- To poradzę sobie sama! - rzuciła kierując się do wyjścia. Ten mały akt uporu mocno ją rozdrażnił. Przecież nie była ich więźniem i powinna móc robić to co uważa za słuszne.
Wampir w mgnieniu oka zagrodził dziewczynie drogę. Rhiannon ściągnęła brwi, a dłonie zacisnęła w pięści. - Jestem wam bardzo wdzięczna za pomoc, ale mam prawo wyjść i pojechać gdzie mi się żywnie podoba! - wybuchła. Może i znowu ją poniosło, ale nie chciała by ktoś na siłę ją niańczył.
- Dobra, pojedziemy, ale żadnego kontaktu. Popatrzysz sobie na swoją zdruzgotaną rodzinę z daleka i jakoś to przełkniesz - odparł. Gołym okiem było widać, że nie ma ochoty nigdzie jechać. Rhiannon uśmiechnęła się szeroko i od razu się rozchmurzyła.
- Dziękuję - Odparła.
- Nie ma za co i tak tego pożałujesz. Ah i jeszcze jedno. Mamy dzień, więc skrócony poradnik dla młodego wampira. Słońce nie zamieni cię w popiół i nie zaczniesz się magicznie błyszczeć, ale przez wzgląd na to, że jesteś młodym wampirem, Słońce może cię bardzo szybko osłabić. Tracisz siły, przytomność, wysychasz, a później umierasz - wyjaśnił bez większego przejęcia. Rhiannon nieco się zawahała, gdy Gabriel zaczął otwierać drzwi.
- A co z tobą? - Spytała niepewnie kierując się za wampirem. Słońce wisiało wysoko w górze i niemal od razu poczuła nieprzyjemny świąd na skórze.
- Ja mam sporo lat na karku i chwila na Słońcu nie wyrządza mi krzywdy - Rhiannon pokiwała głową i czym prędzej wskoczyła na siedzenie czarnego samochodu. Wnętrze było zadbane i czyste choć samochód sprawiał wrażenie starszego.
- Sporo to znaczy ile? - domyślała się, że sporo to znaczy bardzo dużo. Ją na razie wizja wieczności nieco przerażała. To dawało wiele możliwości, ale nie wyobrażała sobie siebie za sto, czy trzysta lat. Co będzie robiła? Gdzie się uda? Kompletnie nie wiedziała.
Wampir uśmiechnął się pod nosem, ale nic jej nie odpowiedział.

_____________________________________________________
Z góry przepraszam za brak akapitów, ale coś blogger nie chciał współpracować i ich zrobić ;/